Wszyscy wiemy, że kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami, ale ilość złożonych w tej kampanii przez polityków obietnic, nie jednemu uczynił zamęt w głowie. Można by nad tym wszystkim przejść do porządku dziennego, ale pomni obietnic składanych przed czterema laty, każe jednak zastanowić się nad odpowiedzialnością za słowa jak i nad sposobem traktowania elektoratu. Jak potraktować słowa jednego z prominentnych politykówc obecnej władzy, że polska służba zdrowia „należy do najlepszych w Europie”. Powiedzieć, że ręce opadają to mało, głowa mała by to pojąć. Jak w tym kontekście przyjąć informację o siedemnastogodzinnym oczekiwaniu pacjenta na słynnym SORze na udzielenie pomocy? Jak wytłumaczyć wielomiesięczne kolejki do lekarzy specjalistów, przy czym rekord oczekiwania do endokrynologa przekracza dwa lata! A co z zamykanymi oddziałami, brakiem personelu i zadłużonymi szpitalami? Czy ten polityk żyje na planecie Małego Księcia, czy w Polsce? Jeśli się porównujemy do Albanii czy Rumunii, można ryzykować tezę, że jeśmy „najlepsi”. Brakowało dyskusji na argumenty, są tylko obietnice i trudny do spełnienia koncert życzeń. Nawet specjaliści z Banku Światowego ostrzegają, że rozdawnictwo pieniędzy może się skończyć Grecją lub Wenezuelą, bo jeśli programy finansowe opiera się niemal wyłącznie na wpływach z VAT, to wystarczy drobna recesja czy załamanie w handlu, i bez dodruku pieniędzy co oznacza wzrost inflacji, zabraknie pieniędzy na wypłaty świadczeń. Wielu samorządowców ostrzega, że rozdawanie pieniędzy „za nic”, jest wyjątykowo niewychowawcze i utrwala złe nawyki, unikania pracy czy jej szukania, bo przecież się nie opłaci. Oby urna wyborcza zweryfikowała te obietnice byśmy za kolejne cztery lata nie czuli się jeszcze bardziej oszukani. Rzecz w tym, że w naszym kraju nie ma żadnych prerogatyw by za nieuczciwe, by nie rzec kłamliwe obietnice, odpowiedzialnie rozliczyć tych, którym różne słowa tak łatwo przechodzą przez gardło.
Lokale wyborcze będą czynne od godziny 7.00 do 21.00.
EL
Ikonografia net.
