Walentynki

14.02.2019, Szczecin. Prawobrzeże - dwutygodnik informacyjno-reklamowy

Jeszcze do początku lat 90-tych Słowianie świętowali walentynki w nocy z 21 na 22 czerwca. Święto nosiło nazwę Noc Kupały lub Sobótka. Dziś praktycznie wszędzie walentynki obchodzimy 14 lutego, bo właśnie ten dzień ogłosił w 496 r. papież Gelazy I jako święto zakochanych. Zostało ustanowione na cześć biskupa Walentego z miasta Terni. Co ciekawe, został on ścięty przez Rzymian właśnie 14 lutego 270 roku.

Tak naprawdę głowę stracił za swoje poglądy – cesarz uważał, że małżeństwo nie sprzyja wojskowym, zaś Walenty był innego zdania. To w więzieniu, czekając na wyrok, udzielał potajemnie ślubów. W południowej i zachodniej Europie walentynki obchodzi się od czasów średniowiecza. Ich pierwowzorem były starorzymskie luperkalia. Było to święto na cześć Junony (rzymskiej bogini kobiet i małżeństwa) oraz Pana (boga przyrody). Europa północna i wschodnia zaczęła obchodzić walentynki znacznie później. Do Polski trafiły w latach 90. XX wieku z kultury francuskiej i anglosaskiej, a także wraz z kultem świętego Walentego z Bawarii i Tyrolu.

Każdego roku, 14 lutego skłaniają nas środki przekazu bezpośredniego, do okazania ukochanej osobie tego, co czujemy, co niekoniecznie wyrażamy na co dzień. Święto zakochanych jest okazją na spędzenie miłego, romantycznego czy szalonego wieczoru z drugą połówką. Nawet jeśli jesteśmy przeciwni formalnemu ich obchodzeniu, nie znaczy to, że partnerowi nie będzie miło, kiedy – podobnie, jak każdego innego dnia – okażemy mu naszą miłość.

Ale jak jest naprawdę dziś, w XXI wieku? Uważa się, że stan zakochania w pewnym sensie przypomina chorobę umysłową. Dzieje się tak, ponieważ feromony, naturalnie wydzielane przez organizm, odbierane są wówczas podświadomie przez umysł partnera, wpływając na jego reakcje i nastawienie. W efekcie czujemy silne przyciąganie do drugiej osoby, nie tylko fizyczne, ale głównie psychiczne. Potocznie nazywamy je zakochaniem. Czyli mądrzy tego świata doszli do regułki, że zakochanie to stan chemiczny, pomagający prokreacji. Obecnie coraz więcej osób żyje chwilą obecną. Idea "carpe diem", bez snucia rozległych planów, bez rozmyślań nad minionymi wydarzeniami. Bowiem przyszłość zawsze jest niepewna, choćbyśmy wyznaczali sobie wzniosłe cele, obierali drogę, to nigdy nie będziemy mieć pewności jak się zachowamy, co uczynimy. Z kolei przeszłości nie da się odmienić, dlatego też pozbawione sensu jest zamartwianie się wszystkim, co już nie wróci. No właśnie, i gdzie tu miejsce na miłość, skoro można co roku spędzać walentynki z kimś innym, zapominając o ofiarach swoich uczuć . Myślę, że Horacy co innego miał na myśli, stojąc samotnie na moście, walcząc z wrogami, gdy wieczór wcześniej wypowiedział te przesławne słowa. Przewidywał, iż jutra może nie być, by dzień przed śmiercią wykorzystać czas do cna. „Chwytaj dzień , gdyż nikt z nas nie wie, jakie jutro zgotują nam bogowie”. Wielu z nas pamięta czas szczęścia, które odeszło. Możliwości, które odebrał nam czas, a czasem nasze mylne wybory. Lecz czy aby na pewno były one mylne, może to strach przed jutrem zabrał nas w czeluści Hadesu i w dzień świętego Walentego przypominamy głupców czy też wariatów, którzy wierzą w inne jutro, na podstawie doświadczeń życia i… tego co odeszło. Może wystarczy rozewrzeć palce i chwycić je w dłonie, otworzyć oczy i ujrzeć kolory. Może wtedy zatańczymy na tęczy, a blask zakochanych uskrzydli innych do działania i wiary w jutro. Więc nie hamujmy swego pędu na ofiarach naszej niewiary w miłość.


Marek Samborski

Galeria zdjęć

Skomentuj

Znamy Twoje IP (3.133.79.70). Pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy.

Facebook