Vincent (Murray) to mężczyzna, któremu pozornie nie potrzeba do szczęścia niczego poza dużymi ilościami alkoholu i okazyjnymi wizytami wschodnioeuropejskiej prostytutki Daki (Naomi Watts). Choć ma on sekret wskazujący na olbrzymią troskliwość i wrażliwość, to skrzętnie go przed wszystkimi ukrywa, obrzucając kogo się da (a najczęściej ostatnich bliskich mu ludzi) paskudnymi epitetami. Zagrzebany w swojej ruderze, oszołomiony alkoholem i z ogromnymi hazardowymi długami, Vincent nie przeczuwa, że wkrótce jego życie zupełnie się odmieni, bowiem w okolicy zamieszkują nowi sąsiedzi. Maggie (Mellisa McCarthy) i jej syn Oliver (Jaeden Lieberher) to mili ludzie na życiowym zakręcie, których cierpliwość i miłość bliźniego Vincent przez cały film wystawia na potężne próby. Zapracowana Maggie, która jest samotna matką, nie mogąc zapewnić synowi opieki pod swoją nieobecność, decyduje się na zatrudnienie właśnie Vincenta w charakterze niańki. O dziwo, dziadek i dzieciak znajdują szybko nić porozumienia, choć to, jak sąsiad odzywa się do Olivera i to ,co z nim robi, z pewnością nie zasługuje na matczyna aprobatę.
Mów mi Vincent to przede wszystkim pokaz aktorskich umiejętności Billa Murraya, który nie po raz pierwszy bardzo przekonująco wciela się w rolę cynicznego zrzędy. Znakomicie wypada także partnerujący mu Lieberher, który jest zdecydowanie jednym z najbardziej utalentowanych młodych artystów w Hollywood. Dialogi tej dwójki nie tylko bawią, ale i wzruszają widzów do łez. Podczas seansu warto zwrócić uwagę również na drugi plan, na którym Melissa McCarthy gra bardzo poważną rolę (odmienną od jej dotychczasowych kreacji), Naomi Watts jest naprawdę wiarygodna jako prostytutka i tancerka erotyczna w zaawansowanej ciąży, a Chris O'Dowd gra nietypowego księdza uczącego w katolickiej szkole.
Więcej recenzji znajdziesz na www.szczere-recenzje.pl