W piątek odbyły się oficjalne obchody, podczas których Spółdzielnia za zasługi dla Pomorza Zachodniego, została odznaczona złotą Odznaką Gryf Pomorski.
Spółdzielnia Mieszkaniowa „Dąb” to siedem samodzielnych gospodarczo osiedli: Dąbie, Bukowe, Zdroje, Podjuchy, Majowe, Słoneczne i Lewobrzeżne. W jej zasobach jest 16 tysięcy lokali, w których mieszka 50 tysięcy ludzi, czyli co czwarty szczecinianin. SM nadal inwestuje, a dobre zarządzanie sprawia, że lokale zanim powstaną już są sprzedane.
Wszystko zaczęło się 50 lat temu w dawnej Fabryce Narzędzi w Dąbiu. W sierpniu 1966 roku powołano do życia SM „Dąb”. Kto żył w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, pamięta szarość miast i wielką beznadzieję jaka była udziałem zwykłego człowieka. Mizerne zarobki, pustawe sklepy, a jeśli nawet wypełnione towarami to za cenę, która była zaporą dla większości pracujących. W sklepach mięsnych wisiały kabanosy czy myśliwska, ale ich cena powyżej 100zł za kilogram przy pensji około 700 – 900 złotych miesięcznie, była dowodem na mądrość przysłowia „nie dla psa kiełbasa”. Jednak chyba największa beznadzieja panowała na rynku mieszkaniowym. Władze stawiały bardziej na rozwój przemysłu ciężkiego i budowę czołgów, niż na rozwój budownictwa. Próbowano ratować sytuację zaniżając metraż, likwidując łazienki w mieszkaniach (jedna wspólna na piętrze), bądź budując kuchnie bez okien.
Te działania na nic się zdały, mieszkań przez to nie przybyło. W zasobach miasta mieszkań komunalnych było mało, a ich przydział potrzebującym nie zawsze był do końca jasny. Wieloletnia perspektywa oczekiwania na jego przydział sprawiała, że ludzi opuszczała wszelka nadzieja. Ale paradoksalnie to okazało się impulsem do działania. Młodzi ludzie, którzy będąc pokoleniem wojennym i tuż powojennym, zakładali rodziny i chcieli mieć swój choćby ciasny, ale własny kąt. Ale rzeczywistość była przaśna i okrutna, mieszkań nie było, ludzie gnieździli się w wynajętych pokoikach, w wilgotnych suterenach, na dusznych latem i zimnych zimą poddaszach. Najgorzej wspominane są czasy gdy z braku innych możliwości mieszkało się „na kupie” z rodziną. To doprowadziło do jedynej i słusznej decyzji o powołaniu spółdzielni by sobie samym wybudować mieszkania. Grupa kilkunastu pracowników Fabryki Narzędzi w Dąbiu – znanej jako popularne „pilniki”, w połowie sierpnia 1966 roku odbyła pierwsze zebranie, na którym nikt nie miał wątpliwości, że powołanie własnej Spółdzielni Mieszkaniowej jest drogą do osiągnięcia własnego lokum.
Przejęto stojące od jakiegoś czasu wylane fundamenty pod pierwszy spółdzielczy blok przy ulicy Emilii Gierczak. Gdy ruszyła budowa i zaczęły być widoczne pierwsze efekty, do spółdzielni zaczęli się zgłaszać nowi ludzie, którzy podobnie jak grupa założycielska też latami oczekiwali na niespełniony przydział na mieszkanie. Pierwsze nominacje lokatorskie na własne mieszkania, oznaczały łzy szczęścia i prawdziwej radości. Nie ważne, że był to kolejny etap trudności do pokonania, gdyż wyposażenie trzeba było bardziej zdobywać niż kupować. Polowano na meble, dywany lub chodniki, firany i zasłony czy pralki wirnikowe Frania bądź Światowit. Pomagano sobie wzajemnie, stojąc na zmianę w kolejkach w oczekiwaniu na dostawy. Ale Spółdzielnia krzepła, mądrze i uczciwie zarządzana, nadzorowana gospodarskim okiem pierwszego prezesa pana Henryka Różańskiego i wszystkich tych, którym na sercu leżało nie tylko dobro własne. Półwiecze istnienia z dębowym liściem w herbie, jest najlepszym dowodem na trafność wyboru nazwy Spółdzielni. W Polsce nie ma równie silnego i potężnego drzewa jak dąb. A te, które inspirowały grupę założycielską do wyboru nazwy, do dziś rosną dumnie w oklicach byłej Fabryki Narzędzi będącej kolebką SM „Dąb”.
EL