Chris Kyle (Bradley Cooper) trafił do elitarnej jednostki wojskowej Navy SEALs nie przez przypadek, lecz za sprawą swych wrodzonych predyspozycji i nabytych w młodości umiejętności. Wychowany przez despotycznego, konserwatywnego ojca i obdarzony naturalnym talentem strzeleckim, zawsze wyróżniał się wśród rówieśników, a w wojsku poczuł się jak w domu. Silna motywacja i identyfikacja ze wszystkim, co głosiła amerykańska propaganda wojenna, pozwoliły mu na spektakularny sukces w służeniu ojczyźnie tak, jak potrafił to robić najlepiej.
Choć między kolejnymi turami w Iraku, gdzie Kyle zajmował się głównie ochroną na odległość amerykańskich żołnierzy walczących z terrorystami, snajper starał się urządzić sobie normalne życie, to jednak tylko wojna była jego naturalnym stanem, w którym mógł sprawnie funkcjonować. Syndrom stresu pourazowego nie pozwala naszemu bohaterowi, nazywanemu przez kolegów żołnierzy Legendą, na cieszenie się ani z bycia ojcem, ani mężem. Liczy się dla niego tylko zabijanie wrogów USA i o tym jedynie jest w stanie myśleć przez całą dobę. To właśnie przez tę obsesję i dość bezduszny stosunek do swojej misji, wielu widzów nie jest w stanie zrozumieć bohatera filmu, któremu zabijanie ludzi zdaje się sprawiać przyjemność.
Film Eastwooda podzielił krytyków, wśród których jedni twierdzą, że jest to zwykłą amerykańska propaganda, gloryfikująca zabijanie w imię walki z terroryzmem, a drudzy, że jest to film antywojenny, o czym mają świadczyć licznie przedstawione przypadki stresu pourazowego u wracających z Iraku żołnierzy oraz wątpliwa, naciągana, czarno-biała narracja. O tym jak jest w rzeczywistości z pewnością warto przekonać się osobiście idąc na film do kina.
Więcej recenzji na www.szczere-recenzje.pl