Poszło o planowaną budowę stacji benzynowej przy ulicy Wrzesińskiej na terenie po sklepie Żółty koszyk. Mieszkańcy i miejscowa Rada Osiedla wystąpili do prezydenta miasta o rozpoczęcie prac nad planem miejscowego zagospodarowania przestrzennego dla tego rejonu, z jednoczesnym wprowadzeniem zapisu o wyłączeniu go spod usług uciążliwych i stacji benzynowych. Miało to zablokować jej budowę tuż pod oknami mieszkańców.
Komisje merytoryczne po wyjazdowym posiedzeniu i rozmowie z protestującymi mieszkańcami, wydały opinie negatywną i były za przyjęciem projektu uchwały o wszczęciu prac nad planem przestrzennym. Niestety, już w trakcie obrad, na sali znaleźli się gorliwi obrońcy liberalizmu i powiedzenia „róbta co chceta”, bo uchwała nie została przyjęta co oznacza prostą drogę do budowy stacji benzynowej w tym miejscu!
Radny Tomasz Grodzki (PO) ubolewał, że nie rozumie dlaczego stacja niemiałaby powstać skoro będzie konkurencją dla pobliskiego Orlenu. Radny Piotr Kęsik (SLD) wystąpił z obroną prawa do prowadzenia działalności, a radny Władysław Dzikowski (KdP) straszył, że miasto czekają kary jeśli inwestor wystąpi do miasta o zwrot poniesionych nakładów. W sumie radni PO, SLD i częściowo KdP byli za nieprzyjęciem uchwały wdrażającej prace nad planem, a część radnych wstrzymała się od głosu.
Nie ważne racje mieszkańców, nie ważne, że stacja w znaczący sposób zmieni bezpieczeństwo ruchu i wpłynie na zmianę warunków środowiskowych. Ważne pieniądze tyle, że nie dla miasta. Teren jest prywatny i ktoś kto sprzeda go pod budowę stacji benzynowej, zarobi teraz minimum dziesięć razy więcej niż teren jest warty! Mieszkańcy i radni głównie ze strony PiS wskazywali teren przy nowym rondzie Lubczyńska, gdzie można wybudować dużą stację i nikomu nie będzie to przeszkadzać. Ale wiara w dziki i drapieżny kapitalizmu zaćmiła niektórym myślenie.
Na początku konfliktu, pan radny Grodzi był przeciwny budowie stacji o czym poinformował mailem jednego z mieszkańców, teraz już nie widzi przeszkód by budować. Radny Kęsik nie bardzo wie o jaką działkę chodzi, - mieszka w północnej części miasta, ale w „obronie” przedsiębiorców, nie ważne jakim kosztem społecznym, wystąpił o odrzucenie uchwały. Pan radny Dzikowski wystraszył część sali ewentualnymi karami tyle, że teren nie jest własnością miasta i jest to swego rodzaju ryzyko transakcyjne dla inwestora gdyby nic nie doszło do skutku. Miasto nie ponosi na tym etapie żadnej odpowiedzialności!
Mamy więc „kuku” mówią mieszkańcy i zapowiadają, że nie złożą broni. Tę najmocniejszą otrzymają do ręki 16 listopada.