Nie ma w tym chyba nic dziwnego skoro, pomimo narzekań krytyków literackich, powieść opisująca nietypowy związek Anastazji Steel i Christiana Grey'a sprzedała się na całym świecie w milionach egzemplarzy.
Perypetie urodziwej, acz nieśmiałej studentki anglistyki, która zakochuje się w tajemniczym biznesmenie Grey'u, dla wielu widzów okazały się wielkim zaskoczeniem. Produkcja już od dawna była reklamowana jako ostra i kontrowersyjna (z szokująco długimi scenami seksu), a tymczasem otrzymaliśmy dość typową, jeśli nie liczyć scen wiązania i dawania klapsów, komedię romantyczną. Można nawet stwierdzić, że jest śmieszniej niż zwykle w przypadku średniej jakości hollywoodzkich love story. Podejrzewam, że gdyby twórcy potraktowali tekst E.L. James poważnie i dosłownie, mielibyśmy do czynienia raczej z finansową klapą, a nie (jak w tym przypadku) z rekordową kinową premierą, na którą poszedł każdy, kto mógł dostać bilety.
Pięćdziesiąt twarzy Grey'a to produkcja wysokobudżetowa, w której przemyślany i opracowany został każdy moment . W tej długiej fantazji erotycznej zobaczyć można nie tylko łagodnie pokazany seks BDSM, ale też inne rzeczy, o których (zdaniem twórców) marzą kobiety, czyli piękne wnętrza, wspaniałe maszyny jeżdżące i latające oraz kawalera-miliardera, który jest jednocześnie zimnym męskim typem i wrażliwcem.
Aktorzy, którym powierzono główne role w tym kinowym hicie, czyli Jamie Dornan i Dakota Johnson, choć oboje jeszcze niedoświadczeni, robią co mogą by nie zawieźć oczekiwań fanek powieści i momentami im się to nawet udaje, a tych chwil gdzie pokazują swoją nieporadność i tak fanki nie będą miały im za złe. Jest lekko, słodko, zabawnie i tylko partnerzy kobiet wybierających się na Pięćdziesiąt twarzy Grey'a mogą w czasie seansu wzdychać i przewracać oczami w reakcji na tę naiwną historię.
Więcej recenzji na www.szczere-recenzje.pl