Opiekunka na zadzwonienie

26.11.2012, Szczecin. Prawobrzeże - dwutygodnik informacyjno-reklamowy

„Każdy inaczej reaguje na śmierć. Zabrzmi to okrutnie, ale czasem pierwszą reakcją jest śmiech. Nie jest to śmiech złośliwy. To bardziej taki odruch, którego nie można powstrzymać. Najpierw trzeba się wyśmiać, by później móc płakać.” Tak wygląda codzienność opiekunki osób starszych.

Niedawno obchodziliśmy Dzień Wszystkich Świętych, czas zadumy i myśli o tych, którzy odeszli. Ten wyjątkowy okres prowokuje też do refleksji o przemijaniu i nieuchronnym końcu. Zwracamy wtedy uwagę na osoby starsze, schorowane, umierające. Poruszane są tematy hospicjów, domów spokojnej starości, szarej codzienności ich mieszkańców. Jednak rzadko kiedy pisze się o osobach, które się nimi zajmują, pielęgniarkach, salowych, opiekunach. To właśnie one służą pomocą, gdy zdrowie zawodzi. Postaram się przybliżyć, jak wygląda dzień z życia opiekunki pracującej w jednym ze szczecińskich Domów Pomocy Społecznej. Praca nie jest lekka. Fizycznie - bo trzeba ciągle coś nosić albo dźwigać. Podnosić ludzi często cięższych od nas samych. Psychicznie - bo kontakt z osobami z zaawansowaną demencją potrafi przysporzyć sporo bólu. Tak samo jak ciągła styczność ze śmiercią. Trzeba być twardą… tak twardą, bo tę pracę wykonują głównie kobiety. Często drobne, chude, pozornie kruche, ale o wielkim sercu i stalowych nerwach. Czemu kobiety w ogóle chcą tak pracować? Każda ma inny powód. „A bo tak jakoś wyszło”, „trafiło się na kurs dla opiekunek”, „praca miała być tylko tymczasowa”, „dzięki tej pracy czuję się potrzebna” są również osoby, które świadomie wybrały taką drogę, by „pomagać osobom starszym, które często nie mają już nikogo”, „odwdzięczyć się im za to, co zrobili dla kraju”. Mimo szlachetnych pobudek muszą być nieugięte. Tak trzeba, bo mieszkańcy - czyli osoby przebywające w ośrodku - potrafią dać się we znaki. Pewnie sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby opiekunek było więcej. Niestety DPS, tak jak większość ośrodków w Szczecinie, jest wiecznie niedofinansowany. Przez co na dwudziestu mieszkańców często przypadają tylko dwie opiekunki. W takiej sytuacji mimo najszczerszych chęci nie da się każdemu poświęcić wystarczająco dużo czasu. Każdy ma swoje obowiązki, pielęgniarki podają leki, salowe sprzątają, a opiekunki… one są od wszystkiego. Dzień opiekunki zaczyna się o godz. 7.00 od raportu, jaki nocka zdaje ze swojego dyżuru. Po tym kierowniczka ustala, kto trafi na jaki korytarz. Opiekunki zajmują się mieszkańcami na przydzielonych korytarzach. Zaczyna się pierwsza rundka. Każdego mieszkańca trzeba obudzić, podmyć, niektórych ogolić, ubrać, przygotować szklanki do śniadania. Po śniadaniu zabrać naczynia, wykąpać mieszkańców, zmienić pościel. I czas na obchód, podczas którego sprawdza się, czy wszyscy mieszkańcy mają umyte szklanki do obiadu. Są jeszcze dzwonki, one to dopiero potrafią zdenerwować człowieka. Każdy podopieczny ma do dyspozycji dzwonek, dzięki któremu może wezwać opiekunkę, gdyby coś się działo. Niestety dzwonki są wiecznie nadużywane, przez co opiekunki, zamiast zajmować się naprawdę potrzebującymi, zmuszone są do bezustannego biegania pomiędzy pokojami. Bywają dni, że nie ma nawet czasu by na chwilę usiąść, bo ciągle ktoś dzwoni. Obiad, znowu rundka po wszystkich pokojach. Czasem po karmieniu następuje przerwa, ale nie zawsze. W okolicach godz. 15.00 rozpoczyna się przygotowywanie do kolacji i spania. Kolejna rundka po pokojach, wszystkich trzeba umyć, przebrać w piżamy, nakarmić, potem wyczyścić zęby i ułożyć kołdrę. U niektórych mieszkańców zamienia się to w istną ceremonię z codziennie powtarzanymi rytuałami. Idzie się przy tym pogubić. Na dodatek są jeszcze uciążliwi podopieczni, którzy potrafią rozwalić cały harmonogram. Często cierpią na zaburzenia emocjonalne i tak np. pogodna staruszka nagle potrafi wrzeszczeć na cały korytarz, wyzywać opiekunki od najgorszych, oskarżać o kradzież, by zaraz potem płakać i przepraszać. Zdarzają się też panowie, wieczni podrywacze, wyczekujący dogodnej okazji, by dotknąć opiekunkę tam, gdzie nie powinni. Szczególnie narażone są młode kobiety. Takie sytuacje naprawdę potrafią zniechęcić. Na szczęście są też mili mieszkańcy, którzy wykazują zrozumienie, chętnie porozmawiają, aż chce się ich odwiedzać. Dla takich osób warto się poświęcać. Śmierć jest codziennością. Opiekunki starają się nie przywiązywać do podopiecznych, gdyż wtedy będzie im łatwiej pogodzić się z ich odejściem. Bywa różnie. Każdy inaczej reaguje na śmierć. Zabrzmi to okrutnie, ale czasem pierwszą reakcją jest śmiech. Nie jest to śmiech złośliwy. To bardziej taki odruch, którego nie można powstrzymać. Najpierw trzeba się wyśmiać, by później móc płakać. Obciążenie psychiczne jest tak wielkie, że niektórzy tylko tak potrafią odreagować. Jednak opiekunka nie może sobie pozwolić na smutek, ciągle czekają inni podopieczni, którym trzeba pomóc. Po prostu nie ma czasu. Mimo poświęcania się dla zupełnie obcych ludzi opiekunki nie mogą liczyć na docenienie. W końcu od tego są, to ich obowiązek. Takie podejście boli, choć do wszystkiego można się przyzwyczaić. Gorzej, gdy traktuje się opiekunki jak służące. Wtedy pozostaje tylko zacisnąć zęby i dalej robić swoje. O 19.00 zdaje się raport z dnia pracy i wreszcie można wrócić do domu, gdzie czeka ciepłe łóżko. Mało kto po tak wyczerpującym dniu może sobie pozwolić na coś więcej niż sen. Trzeba dać odpocząć obolałym mięśniom i umysłowi, by mieć siły na kolejny dzień. Żeby tylko te dzwonki przestały tak dźwięczeć w uszach. Natalia Cichocka

Skomentuj

Znamy Twoje IP (18.227.81.233). Pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy.