Jak sardynka w puszce, czyli Kamila w świecie komunikacji miejskiej…

08.12.2014, Szczecin. Prawobrzeże - dwutygodnik informacyjno-reklamowy

Zazwyczaj w autobusach można znaleźć wszystko to, od czego człowiek pragnie uciec. Tłok, hałas, a czasami smród, dla niektórych są niestety rutyną. Sama wiem, jak bardzo potrafi to być męczące i irytujące. Z tego powodu nie wyobrażam sobie korzystania ze środków komunikacji miejskiej, by w przyszłości dostać się do miejsca pracy.

 Gdyby nie moje lenistwo i ciężki plecak, do szkoły docierałabym o własnych nogach. Stojąc na przystanku, przyglądam się autobusom zajeżdżającym na pętlę i widzę w nich ludzi ściśniętych ze sobą tak mocno, że zaczynam się obawiać, czy nie wypadną na zakręcie. Później uświadamiam sobie, że przez następne trzynaście minut będę egzystować w takich samych warunkach. Jest mi wtenczas szkoda siebie samej i każdego, kto korzysta z linii zwykłej kursującej jedynie po Prawobrzeżu.

   Wsiadając do autobusu, zajmuję miejsce z tyłu przy drzwiach. Wszystkie przykre zapachy kumulują się w tym właśnie miejscu, jednak wolę to od braku powietrza, stanu zbliżonego do omdlenia i czyjegoś łokcia w moich żebrach. Poza tym na każdym przystanku drzwi otwierają się i mogę zażyć świeżego powietrza. Gorzej mają osoby kłębiące się w centrum autobusu. Gdy otwierają się drzwi, zaczyna się walka o przetrwanie. Jedni próbują wysiąść z autobusu, a drudzy usiłują dostać się do środka. Przypomina mi to trochę walkę zwierzyny z drapieżnikiem.
   Jednak to jeszcze jestem w stanie zrozumieć, gdyż linia 77 kursuje do dwóch razy w ciągu jednej godziny. Inna sprawa, gdy przyjeżdża linia pospieszna, kursująca ponad dwa razy częściej. Gdy kilka klas z mojego liceum udaje się do miasta na warsztaty, oczywiste jest, że około sześćdziesięciu uczniów zajmie cały autobus. Na siłę się wszyscy zmieścimy - atmosfera wtenczas się zaostrza i parują szyby w całym autobusie oraz moje okulary. Jednak nie mogę pojąć, gdy na następnym przystanku kolejnych trzynaście osób, wśród których jest kobieta z wózkiem największym, jaki był w hurtowni ze sprzętem niemowlęcym, próbuje wsiąść do tego samego autobusu. Muszę wyjść, żeby oni wszyscy się zmieścili, po czym wsiadam ja i staję na swoim ulubionym miejscu - przy drzwiach. Nie rozumiem, dlaczego ci ludzie nie mogą poczekać na następny autobus. O godzinie dziesiątej z pewnością nie spieszy im się do pracy. Ja natomiast nie mogę odłączyć się od swego stada, później bowiem miałabym nieprzyjemne problemy z samicą alfa. Więc ściskam się w tym tłumie, przyciśnięta do szyby, jak sardynka w puszce, pływająca w śmierdzącej potem zalewie.
   Jednak nie tłok jest w tym wszystkim najgorszy, lecz hałas. Bo pomimo tego ścisku i zbyt bliskiego kontaktu fizycznego, ludzie czują nieodpartą chęć konwersacji. Gdy cały autobus zaczyna rozmowę, nie słyszę słów, tylko głośny szmer. Wydaje mi się wtedy, że pszczeli ul wybudził się nagle i przystąpił do zbierania nektaru. Dla osób cierpiących na migrenę poleciłabym inny środek transportu lub słuchawki w zanadrzu oraz odrobinę cierpliwości. W innym razie może się to źle skończyć dla pozostałych pasażerów.                                                                                                                                
                                                                                                                                                             Kamila Siutkowska

                                                                                                                                             Koło dziennikarskie III LO

Galeria zdjęć

Skomentuj

Znamy Twoje IP (18.97.9.168). Pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy.