Praktycznie cały ogródek jordanowski dla maluchów został kompletnie zryty przez watahę dzików. Zwierzęta weszły na posesję przez rozerwane ogrodzenie. W jednej części naprawione stanowiło barierę, jednak dziki znalazły kolejne miejsce i rozerwały siatkę. Zniszczenia są poważne. Do czasu dokonania napraw i renowacji trawnika, nie można wyprowadzić dzieci ani na huśtawki, ani do piaskownicy, bo widać w nich ślady zanieczyszczeń pozostawionych przez dziki.
To nie pierwsza wizyta dzików na terenie żłobka. Jednak ostatnia bytność sprawiła, że zniszczeń jest najwięcej. Dziki dostają się pomiędzy zabudowania z pobliskich zarośli nad Jeziorem Dąbie i po pokonaniu plaży buchtują w poszukiwaniu pędraków. W tym roku są tak rozzuchwalone, że w biały dzień spacerują po Żaglowej lub Masztowej i buszują w poszukiwaniu pożywienia.
W ubiegłym roku miasto częściowo poprawiło płot oddgradzajacy żłobek od innych posesji, ale lekka druciana siatka nie spełnia swej roli. Dla dzików nie stanowi żadnego problemu. Tu sprawdziłoby się ogrodzenie z elementów metalowych (tzw. przęseł) na podmurówce. Dyrekcja żłobka przekazała sprawę do magistratu i oczekuje reakcji. Być może ustawienie kilku odłowni i wywiezienie dzików w odległe lasy uspokoiłoby sytuację. Na razie ludzie toczą nierówną walkę z wyjątkowo rozzuchwalonymi zwierzętami.
EL